autor: Janusz Kołodziejczyk
Gdy dzieje się coś, co intelekt uzna za niemożliwe to zaprzeczamy temu, albo nazywamy to bożym cudem – bo zwykły człowiek tak nie potrafi. Jeżeli jednak zaufamy zmysłom i pozwolimy sobie dostrzec to z ciekawością i spokojem – wtedy zaczynamy szukać wytłumaczenia i na początek, nadamy temu naukową nazwę. „Pola torsyjne”… to coś, co dotąd wymyka się poznaniu, ale jest posądzane – iż jest wszechmocne. Fizycznie – nie ma na to jeszcze satysfakcjonującej definicji, metafizycznie – takie właściwości nadaliśmy Bogu.
Cieśla z Betlejem i cieśla z trójmiejskiej Oliwy – Bruno Groening; wprawiali w zakłopotanie swoje otoczenie, dokonując „cudów”. O dokonaniach Jezusa wiemy z ewangelii, które napisano kilkadziesiąt lat po jego odejściu. Bruno, zmarł w 1959 roku i pozostały po nim filmy oraz taśmy magnetofonowe z jego wykładami. Twierdził on, iż w Przyrodzie nie ma nic nadprzyrodzonego – nie ma cudów. Że czego nie rozumiemy dziś – to zrozumiemy w przyszłości. Że nie ma rzeczy niemożliwych, że może wydarzyć się wszystko co sobie wymyślimy i w to UWIERZYMY. Uzdrawiał tłumy. Siedemdziesiąt lat temu w Niemczech – dziesiątki tysięcy ludzi zebranych w jednym miejscu odzyskiwało zdrowie – a on mówił, że to nie on, ale Bóg uzdrawia ich swoją energią. Nawoływał do nawrócenia i powrotu do kościoła. Obecnie jednak, zamiast powrotu – widać odwrót od kościoła. Ale dzięki nauczaniu Bruno Groeninga, zaczynamy tworzyć technologię „cudów”, którą można próbować objaśniać językiem fizyki, chemii i biologii. I jeśli obecnie udaje się praktycznie wykorzystać tę wiedzę, to: „Jest to tak proste, jak mówienie o tym”.